Adrian Miedziński: Drużynowy Puchar Świata zawsze wzbudza więcej emocji

  • M2E
  • News
  • PGEE
25.12. 12:46
Adrian Miedziński: Drużynowy Puchar Świata zawsze wzbudza więcej emocji

Adrian Miedziński to były reprezentant Polski, który wspólnie z kadrą wywalczył dwa złote medale Drużynowego Pucharu Świata, a ponadto ma na koncie wygraną w Drużynowych Mistrzostwach Świata jako junior. W rozmowie z ekstraliga.pl mówi o wyzwaniach, z którymi przyszło mu się zmierzyć, rywalizując z Orzełkiem na piersi.

Łukasz Rusiecki (ekstraliga.pl): Oficjalne występy w reprezentacji Polski, w ramach Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, rozpocząłeś w sezonie 2006 finałem w Rybniku, gdzie wywalczyłeś 8 punktów w 4 startach i wspólnie z kadrą zdobyliście złoty medal z 14-punktową przewagą nad Szwedami. Jak wspominasz debiut w tej imprezie?

Adrian Miedziński (dwukrotny złoty medalista Drużynowego Pucharu Świata): W tamtym czasie zupełnie nie myślało się o seniorskiej karierze. To był dla mnie ostatni rok juniora. Format tej imprezy dla juniorów pojawił się po raz pierwszy. Fajnie było w ten sposób zacząć rozgrywki i wyznaczyć pułap dla młodzieżowców.

Czy takie przetarcie dało ci przewagę mentalną i wniosło spokój, gdy wchodziłeś do seniorskiej kadry trzy sezony później? W 2009 roku wygraliście półfinał w Peterborough przed Australią i Wielką Brytanią, gdzie zwłaszcza ci pierwsi dysponowali silnym składem – na czele z Leigh Adamsem, Jasonem Crumpem czy Chrisem Holderem.

My rywalizowaliśmy już wcześniej z tymi zawodnikami w kategoriach juniorskich, podczas różnych imprez międzynarodowych, co dało nam wyznacznik naszego poziomu, i dlatego byliśmy faworytami. Inaczej było z kolei w Peterborough, ponieważ nie byliśmy tam faworytami. Anglia rządzi się swoimi prawami i zawodnicy, którzy startowali tam na co dzień, mieli dużą przewagę, jeśli chodzi o znajomość toru nad zawodnikami, którzy nie ścigali się tam wcale, bądź sporadycznie.

Ty jako junior miałeś dość szybko okazję do zbierania doświadczenia na brytyjskich torach, choćby na mocno technicznym owalu w Eastbourne czy w barwach Oxford Cheetahs i twój wynik poniekąd broni tę tezę, ponieważ w półfinale wywalczyłeś 10 “oczek”. Jednak po rozmowie z trenerem Markiem Cieślakiem, można wnioskować, że wśród polskich zawodników z reguły było sporo obaw przed jazdą na takich obiektach. Czy też miałeś podobne odczucia i czy przygotowywałeś na takie tory specjalne silniki?

Liga angielska, która była wtedy bardzo mocna to zupełnie inna bajka. Ja, jako młody zawodnik, nie miałem wystarczającego budżetu, by mieć zapewniony dostęp do tunerów i dysponować silnikami przeznaczonymi wyłącznie na angielskie tory. Kiedyś byłem wspomagany przez jednego z brytyjskich zawodników w Eastbourne i jechało mi się tam w porządku. Silnik był na tyle niezły, że dało się płynnie pokonywać łuki, bo bardzo istotne jest to, żeby ten silnik był przygotowany pod specyficzną geometrię. Dzisiaj są zupełnie inne możliwości, ale ja wtedy poszedłem tam, by czerpać wiedzę od najlepszych, a czy miało to wpływ na Peterborough? Myślę, że nie, ponieważ w Peterborough był jeden z najłagodniejszych torów. Porównałbym go do nowego obiektu drużyny w Belle Vue Aces w Manchesterze.

Finał w Lesznie, który ze względu na opady deszczu został wówczas przesunięty na drugi dzień, na godzinę 11, utkwił w pamięci wielu kibiców. Tym bardziej, że złoto wyszarpaliście w ostatnim biegu dzięki ryzykownemu pomysłowi z pożyczeniem Tomaszowi Gollobowi motocykla Krzysztofa Kasprzaka.

Tomasz podjął tę decyzję, a to kolejny doświadczony zawodnik, który wiedział, co robi i miał z nas największe umiejętności, bo jeżeli cały czas próbujesz czegoś i nie wychodzi, to dlaczego nie masz spróbować zupełnie innego motocykla? Wiadomo, że trochę inaczej poustawiane są choćby kierownica czy hak oraz są też inne, delikatne zmienne, ale doświadczony zawodnik bez problemu sobie poradzi. Fajnie, że Tomasz podjął taką decyzję, skoro wiedział, że nie uratuje trudnej sytuacji na swoim sprzęcie i musi próbować łapać się zupełnie innego koła ratunkowego, by wygrać.

Czy widząc słabą postawę waszego niekwestionowanego lidera trudno było zebrać się w garść i wrócić do gry o zwycięstwo?

Każdy z nas skupiał się, by jechać, jak najlepiej. Zarówno Tomasz, jak i reszta szukała odpowiednich ustawień, ale nie można sugerować się tym, że komuś nie idzie dobrze tylko zbierać punkty. Drużyna powinna wspierać słabszego i uzupełniać brakujące ogniwo, a wtedy fajnie się buduje. Staraliśmy dużo rozmawiać i współpracować ze sobą, co myślę było widać. Trzeba pochwalić Tomasza za podjęte ryzyko, bo gdyby tego nie zrobił moglibyśmy to złoto przegrać. Możliwe, że gdybyśmy wcześniej zapewnili sobie wygraną, nie byłoby takiej decyzji z jego strony, bo zwyczajnie nie byłoby potrzeby takich poszukiwań. W tej sytuacji trzeba było zaryzykować obserwując dużo młodszego i mniej doświadczonego kolegę z zespołu, co świadczy o wielkiej klasie zawodnika.

Rok później w Vojens zdobyłeś 5 punktów i te zawody chyba nie do końca szły po twojej myśli, ale przywoziłeś za swoimi plecami głównych konkurentów do złota, czyli Duńczyków i udało się zwyciężyć. Jak oceniasz tę imprezę?

Jako drużyna wykonaliśmy swoją pracę i finalnie liczą się zdobyte medale, choć wiadomo, ze chciałoby się robić same dwucyfrówki. Tor w Vojens nie jest łatwy i decyduje tam start. Nie pamiętam, jak się rozkładał zestaw pól startowych, a bardzo ciężko tam się wyprzedza i przy tak mocnej stawce, każdy minimalny błąd jest wykorzystywany. Kluczowe są z pewnością wyjścia spod taśmy i to, jakie masz pole startowe oraz czy jedziesz po równaniu, czy nie. Nie były to dla mnie łatwe zawody, ale cieszę się, że wystarczyło nam punktów do zdobycia złota.

Jak wspominasz współpracę z trenerem Cieślakiem i z pozostałymi członkami kadry?  Z kim miałeś najlepszą relację?

Chyba mogę powiedzieć, że najlepszą relację miałem z Piotrem Protasiewiczem, z którym spędzałem sporo czasu, między innymi także dzięki jednemu klubowi w Szwecji. Wspominam to bardzo miło, natomiast trener Marek Cieślak na pewno był osobą, która potrafiła podjąć odpowiednią decyzję w odpowiednim momencie, a właśnie to charakteryzuje osobę, która ma doświadczenie i wyczucie. Ja miałem okazję współpracować z nim także podczas jednego sezonu w Częstochowie i dobrze to wspominam.

Czy jazda z Orzełkiem na piersi wzmagała w tobie dodatkowe pokłady motywacji i czy w związku z tym czułeś większą presję niż przy występach indywidualnych?

Czy to zawody indywidualne, takie jak Speedway Grand Prix czy Drużynowy Puchar Świata, to zawody wzbudzające więcej emocji, bo wiesz, że jedziesz dla siebie i ogląda cię cały żużlowy świat, a ty musisz zaprezentować się jak najlepiej. Najbardziej pamiętam debiut w Peterborough i związaną z tym wydarzeniem presję oraz stres. Dla młodego zawodnika, takiego jak ja, który pierwszy raz rywalizuje w tej imprezie z mocnymi zawodnikami, to spore wydarzenie. Stres był tak duży, że przed zawodami nic nie jadłem i byłem tak zblokowany w sobie, że pamiętam po zawodach w Peterborough, jak w drodze na lotnisko musieliśmy się zatrzymać, bo wymiotowałem. To było jedyne takie zdarzenie w mojej karierze. Mile wspominam ten czas, choć byłem wtedy najmłodszy, bo oprócz mnie w składzie znaleźli się obecni żużlowi emeryci w osobach Krzysztofa Kasprzaka, Jarosława Hampela, Piotra Protasiewicza i Tomasza Golloba.

Czy jesteś zadowolony ze swojego dorobku w kadrze, czy może pozostał mały niedosyt, bo wiadomo, że miałeś spore ambicje?

Fajnie jest móc mówić o tym, co się osiągnęło. Gdybym miał wrócić i przeanalizować, co zmienić, to znalazłbym pewnie sporo kwestii. Jak mówi przysłowie: “Polak mądry po szkodzie”, ale ja już tego nie zmienię i cieszę się z tego, co mam. Wiadomo, że można było więcej, ale wnioski, które mam z tamtych startów i ogólnie z całej kariery, mogę przekazać młodszym zawodnikom i tak naprawdę wykorzystać jeszcze moją wiedzę w jakikolwiek sposób.

Przed nami wyjątkowe wydanie DPŚ na PGE Narodowym w Warszawie, jednak mimo tego, że będziemy gospodarzami, nie wydaje się, byśmy byli faworytami, ze względu na specyficzny i rzadko użytkowany owal. Jak postrzegasz te zawody i gdybyś miał teraz wskazać zawodników, którzy mają największy potencjał na tego typu torach, to kto znalazłby się na twojej liście?

Należy wybierać zawodników, którzy w danym sezonie prezentują wysoką formę. Na pewno pretendują do tego zawodnicy startujący w Speedway Grand Prix, którzy mają stałe obycie z różnymi torami i startują z najlepszymi. Kiedy rywalizujesz wśród najlepszych, automatycznie twój level idzie “ciutkę” w górę, ponieważ masz odpowiedni odnośnik porównujący ich formę z twoją. W przypadku, gdy uczestnikom SGP nie idzie, to pomijamy go i szukamy dalej. Uważam, że z góry takie miejsce ma zaklepane Bartosz Zmarzlik, który jest wyjątkową postacią. Śmiało można powiedzieć, że nie ma takiego drugiego zawodnika na świecie, a są tylko wyłącznie tacy, którzy gonią.

Łukasz Rusiecki

newsletter

Polityce prywatności.
© Ekstraliga Żużlowa sp z o.o.
  • FIM
  • PZM
Nasze media społecznościowe
Pobierz oficjalną aplikację
Język
PL