Brady Kurtz bez cienia wątpliwości nie zaliczy debiutu w barwach BETARD SPARTY Wrocław do udanych. W pomeczowym wywiadzie przyznał, że jest stanowczo rozczarowany swoją postawą i czeka go dużo przemyśleń i pracy.
- Brady Kurtz wraca do PGE Ekstraligi po 5 latach nieobecności.
- Australijczyk przyznał, że tor w Toruniu zawsze był dla niego bardzo niewygodny.
- Obserwuj nasze oficjalne profile w mediach społecznościowych
Okres przygotowawczy dla reprezentanta Australii był bardzo przyzwoity i bogaty w cenne doświadczenie. Wiele turniejów, wiele możliwości do jazdy na początku roku, co w zasadzie z automatu miało wykluczyć ewentualną niedyspozycję w debiucie. – Bardzo pieczołowicie przygotowywałem się do powrotu do PGE Ekstraligi. Szczególnie intensywne były dla mnie grudniowe treningi, które pozwoliły na solidną postawę w Mistrzostwach Australii. Następnie sporo działaliśmy również we Wrocławiu, co także było niezwykle cenne. Uważam, że dobrze przepracowałem wskazany czas – wspominał Kurtz w rozmowie dla ekstraliga.pl.
Nawet najcięższe treningi i najlepiej przepracowane okresy przygotowawcze nie zawsze w pierwszej fazie projektu przynoszą oczekiwany rezultat. – Byłem fatalny. Tor w Toruniu nigdy nie był dla mnie łaskawy, niemalże zawsze opuszczałem go na tarczy i tak było również tym razem. Nie mogłem dobrać odpowiednich ustawień, wszystko, czego próbowałem, działało jakby na przekór. Trudno mi w tej chwili zebrać myśli, przede mną dokładna analiza i wyciąganie wniosków – stwierdził.
Czasami w kwestii sprzętu najciemniej pod latarnią, jednak, kiedy nawet sprawdzony sprzęt zawodzi, trudno o optymistyczny scenariusz. – Jeździłem na tych samych jednostkach, na których miałem okazję przygotowywać się do sezonu. Co więcej, drugi motocykl przynosił mi wiele korzyści w minionym sezonie, więc nie potrafię powiedzieć, co poszło nie tak. Popełniłem sporo błędów na torze, brakowało tego, co napędzało mnie w minionym roku. Usiądę, przepracuję to i wrócę silniejszy – zakończył reprezentant Australii.
Michał Kesler