Stanisław Chomski przychodzi i wie, jaki jest sposób, aby wygrać

  • News
  • PGEE
22.11. 08:51
Stanisław Chomski przychodzi i wie, jaki jest sposób, aby wygrać

Fot. Marta Mróz

Stanisław Chomski to trener reprezentacji Polski, który wspólnie z drużyną biało-czerwonych zdobył już złoty medal DPŚ, a teraz celuje w kolejne złoto w Warszawie. W rozmowie z ekstraliga.pl dzieli się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi obecnej kadry oraz wraca wspomnieniami do lat, w których sam prowadził drużynę w Drużynowym Pucharze Świata.

Łukasz Rusiecki (ekstraliga.pl): Chciałbym porozmawiać z Panem o kadrze reprezentacji Polski. Co według Pana zmieniło się na przestrzeni ostatnich 20 lat w polskiej kadrze pomijając wiadome w żużlu względy sprzętowe, ale zmiany były kluczowe pod kątem funkcjonowania kadry, podejścia zawodników i sztabu szkoleniowego?

Stanisław Chomski (trener reprezentacji Polski): Trudno mi powiedzieć, bo nie miałem na co dzień styczności z kadrą, choć oczywiście miałem ciągle do czynienia z zawodnikami. W obliczu reprezentowania Polski moje doświadczenie nie jest w tej kwestii zbyt duże, aczkolwiek z pewnością przed wszystkim zawodnicy są inni oraz jak pan wcześniej wspomniał sprzęt. Doszło do roszad trenerów. Najpierw funkcję trenera pełnił Marek Cieślak, następnie Rafał Dobrucki, który zastąpił Marka Cieślaka na dwóch pozycjach. Sporo zmian nastąpiło także w kwestii rozwoju różnych klas rozgrywkowych. Dawniej młodzi żużlowcy ścigali się w klasach 85-125cc, natomiast w między czasie doszła klasa pit bike’ów, gdzie również szkoli się adeptów i może nie jest to typowo w kontekście kadry, ale to także przyszłość naszej kadry narodowej. Dodatkowo pojawiła się klasa 250cc oraz 500Rcc. Zmienił się też system rozgrywek z dziesięciozespołowej do ośmiozespołowej ligi czy rozgrywania fazy play-off. Pojawiło się też sporo nowych imprez, bo w pewnym momencie zrezygnowano z Drużynowego Pucharu Świata na poczet Speedway of Nations, w którym nie udało nam się jeszcze zdobyć złotego medalu. Rozszerzono rozgrywki w ramach FIM Europe oraz na randze zyskały Indywidualne Mistrzostwa Europy, czyli SEC.

Kiedy było trudniej dotrzeć do zawodników i skonsolidować ich jako dobrze współpracujący zespół – w dzisiejszych czasach czy dawniej? Uważa pan, że żużel zindywidualizował się na większą skalę niż np. 20-30 lat temu?

To proces ewolucyjny. Ja kończąc kiedyś swoją 2,5 letnią pracę z kadrą, gdzie nie było obozów czy konsultacji mogę powiedzieć, że przede wszystkim nie było pracy z różnymi specjalistami, którzy mogliby podnieść jakość poszczególnych kwestii bezpośrednio wpływających na dyspozycję zawodników. Mam tutaj na myśli świadomość odżywiania czyli dietetyka, sposób przygotowania mentalnego czy także zwracanie uwagi na suplementację również pod kątem dopingu. W świecie mediów pojawiło się większe zainteresowanie i dzięki temu żużel nie jest już sportem mocno drugoplanowym. Zwiększył się także zasięg sponsorów, dzięki czemu wchodzą nazwy wielkich korporacji. Ogromny wpływ na popularyzację dyscypliny ma telewizja, która transmituje właściwie wszystko, co jest możliwe różnymi strumieniami transmisji, w tym również Speedway Grand Prix. Sporo zmieniło się też z racji na zawężenie ilości zawodników w krajach, które brylowały czyli Anglia, Dania i Szwecja, choć co prawda w niektórych z tych miejsc żużel się odbudowuje. Ogromnym plusem są działania Ekstraligi Żużlowej od U24 Ekstraligi po Speedway Ekstraliga Camp. Trzeba też powiedzieć, że niestety zmniejszyła się konkurencja, bo pamiętam, że 20 lat temu spokojnie mogliśmy wystawić dwie równorzędne, a może nawet trzy kadry reprezentacji Polski, a obecnie mamy problem z wyselekcjonowaniem zawodników prezentujących odpowiednio wysoki poziom sportowym, co pokazuje nasz ostatni złoty medal Drużynowego Pucharu Świata, w którym dopiero w ostatnim biegu Maciej Janowski zapewnił nam złoty medal. Problemem okazał się też w tym sezonie brak kontuzjowanego Wiktora Przyjemskiego, który opuścił finał Speedway of Nations 2, czego efektem był brak jakiegokolwiek medalu w tych zawodach. Myślę, że sporo na tym wszystkim zyskują obce nacje, ale niekoniecznie nasi żużlowcy.

Największym pana sukcesem okazał się sezon 2005, kiedy reprezentacja Polski zdobyła złoty medal DPŚ i wydaje się, że to był moment przełomowy dla sukcesów reprezentacji. Jak pan wspomina ten czas i co było kluczowe do wygrania z tak ogromną przewagą (28 pkt) nad drugim zespołem, czyli Szwecją?

To była deklasacja, aczkolwiek ponad trzydzieści lat temu zdobyliśmy już złoty medal, choć ta impreza nazywała się Drużynowe Mistrzostwa Świata. Srebrny medal zdobyliśmy w 2001 roku, ale trzy lata później w 2004 pojechaliśmy totalną klapę i może nie było tak, że nikt nie chciał w tej kadrze jeździć, ale nasz skład był mocno eksperymentalny. Nie było chętnych do objęcia funkcji trenera kadry, a ja zostałem podstawiony przez przewodniczącego Głównej Komisji Sportu Żużlowego pana Marka Karwana pod ścianą i niejako musiałem podjąć rękawicę prowadzenia kadry. Pracując wcześniej w klubie miałem zająć się kadrą, co było dla mnie sporym wyzwaniem mimo tego, że miałem za sobą pewne szlify pracując wcześniej z młodzieżą. Pamiętam, że na ówczesnym posiedzeniu dostałem informację, że po prostu mam się tego podjąć i koniec. W kadrze była duża rywalizacja i nie każdy się w niej znalazł. Zawodnicy znali swoje role i nastąpił pewien podział hierarchii. Wszyscy mieli dużą świadomość tego, jak wygląda nasza droga od eliminacji w szwedzkiej Eskilstunie, a następnie w razie niepowodzenia race-offy we Wrocławiu. Wszyscy wiedzieli, że jeśli nie teraz to kiedy? Sympatią nie pałali do siebie Tomasz Gollob i Piotr Protasiewicz, ale byliśmy jedną scementowaną drużyną, w której dominowała zasada jeden za wszystkich – wszyscy za jednego. Do kadry powołany był junior – Krzysztof Kasprzak, który ścigał się dla miejscowego zespołu Smederny Eskilstuna i jako zawodnik oczekujący pojawił się w kadrze zamiast mocno niezadowolonego Grzegorza Walaska. Decyzja się nie obroniła, ale każdy pomagał sobie w każdej kwestii od sprzętowych po mentalne. Kontrowersją okazało się powołanie Rune Holty, który był obcokrajowcem z polskim paszportem. Zawodnik ten reprezentował wtedy UNIĘ Tarnów i w pełni zasługiwał na powołanie, a jak się później okazało w kolejnych latach również dostawał powołanie do kadry między innymi z rąk Marka Cieślaka, więc pewne zasady musieliśmy wtedy złamać.

Rok później niestety zakończyliśmy na barażu w Reading, bo przegraliśmy z Danią i Wielką Brytanią, a z tą ostatnią aż siedmioma punktami. Co wtedy poszło nie tak, jak powinno? Czy miał pan wtedy myśli, by jednak wybrać innych zawodników?

Wydawało się, że Janusz Kołodziej, który na co dzień startuje w Reading będzie filarem zespołu, jednak okazało się, że tak nie było. Wystąpić nie mógł, z kolei Piotr Protasiewicz, który kilka dni wcześniej uległ groźnemu wypadkowi w Szwecji. Trzeba też jasno powiedzieć, że na angielskich torach potrzeba specyficznego sprzętu i poza Tomkiem Gollobem, który specjalnie na te zawody zakupił silnik od zawodnika startującego w Anglii i był to zakup za kolosalne pieniądze, pozostali nie sprostali zadaniu. Nie posiadaliśmy odpowiedniego doświadczenia i wiedzy, choć zawodnicy jak choćby Janusz Kołodziej dysponowali dużą wiedzą na temat torów i sprzętu, ale jak się okazało było to niewystarczające do osiągnięcia korzystnego rezultatu. Nie oceniam całkowicie negatywnie jazdy naszych reprezentantów, aczkolwiek okazało się to dużo za mało, by wywalczyć pozytywny rezultat sportowy.

A jak pan ocenia możliwość zmiany w ramach tzw. jokera. Czy to jest sprawiedliwe, że jeden wyścig mógł zupełnie odwrócić losy zawodów, w Anglii Tomasz Gollob wystąpił w tej roli?

Trudno mi to oceniać, ponieważ nie my byliśmy pomysłodawcami tego zapisu, a decydenci FIM-u. To miało uatrakcyjnić widowisko i wydawało się, że innym będzie to pomagało, a w ostateczności często pomagało to naszej drużynie. To normalne, że organizatorzy chcą dużej atrakcyjności i zmienności widowisk i instytucja tzw. jokera to zapewniała.

Czy w pańskiej ocenie format SoN jest trudniejszy ze względu na umiejętności jazdy parą i rozgrywania taktycznie biegów pod kątem pól startowych oraz komunikacji między zawodnikami, czy może problem w braku większych sukcesów Polaków w tym formacie tkwi zupełnie gdzie indziej?

Kiedyś był jednodniowy finał par, ale dla mnie to nic innego, jak mistrzostwa par i dawniej więcej było imprez rozdzielnych, jednak patrząc na naszą hegemonię w dwóch dekadach prawdopodobnie stwierdzono, że trzeba coś zmienić. Trudno stwierdzić dlaczego te zawody przebiegają nie po naszej myśli. Możliwe, że pozostałe nacje zrobiły w kwestii sportowej duży postęp, zwłaszcza ci, którzy na co dzień startują w PGE Ekstralidze. Potrzeba zgłębić ten temat dużo bardziej, ale myślę, że często główną rolę odgrywa dyspozycja dnia. Przykładem tego jest Jack Holder, który w ostatnim finale Speedway of Nations pojechał kapitalne zawody, ale w innych zawodach mimo, że jest równym i skutecznym zawodnikiem to daleko mu to tak genialnej dyspozycji. W odwodzie był także Jason Doyle, co złożyło się na znakomitą trójkę, ale również przed rokiem w Manchesterze wygrali, gdzie nam nie poszło, a oni startują tam na co dzień. Może po prostu nasi zawodnicy zamykają się na jazdę na torach wyłącznie dobrze sobie znanych? Oczywistym jest fakt, że jest to ogromne wyzwanie logistyczne i potrzeba do tego odpowiedniego nastawienia, bo jeśli raz jedziesz w Anglii, za chwilę w Szwecji i chwilę później w Polsce to zmienność tych warunków powoduje, że potrzeba naprawdę solidnego przygotowania zwłaszcza mentalnego. Nasi zawodnicy nastawiają się z reguły na Szwecję, ewentualnie na Danię i może to jest nie do końca odpowiedni kierunek? Niebawem wprowadzone zostaną ograniczenia w tym względzie, co pochwalam, aczkolwiek bardzo rzadkie sprawdzanie się w warunkach, które nie są nam dobrze znane na co dzień pod względem warunków torowych, ale także atmosferycznych może powodować, że nie potrafimy odpowiednio szybko rozwiązać tego rebusika. To wszystko to tyko dywagacje i trudno odpowiedzieć jednoznacznie na zadane przez pana pytanie. Każdy ma swoją politykę startową i inaczej wygląda to od strony zawodników anglosaskich, którzy mieszkają w Anglii czy Australii i traktują ligę polską, jako miejsce do rozwoju i zarobku, ale po karierze nie mają do czynienia z tym krajem. My, z kolei jeździmy tam na wyjazd i może w tej mentalności, która charakteryzuje każdy naród siedzi przyczyna takich wyników?

Gdyby miał pan obecnie wskazać czterech polskich zawodników do składu na DPŚ, to kogo by pan wytypował?

O takie zabawy się nie pokuszę, ponieważ nie chciałbym skreślać pewnych zawodników. Jest grupa zawodników, którzy zostaną wybrani do reprezentowania naszego kraju, ale z jakim skutkiem tego nie wiemy. Takie typowania mogą zniechęcić zawodników i obniżyć ich morale. Można łatwo powiedzieć, że przecież mamy czterech reprezentantów Polski w Speedway Grand Prix, więc wybór powinien być oczywisty, ale niestety tak nie jest i wszystko zweryfikuje sezon, który rozkręci się dopiero za jakiś czas, więc niestety nie pokuszę się o typowanie.

Czy rozgrywanie DPŚ w Warszawie, na tak ogromnym obiekcie to dobra droga do promowania dyscypliny i organizatorzy powinni iść tym tropem w przyszłości organizując finał np. na stadionie w Cardiff?

Kiedyś była tendencja do rozgrywania ważnych zawodów na tak wielkich stadionach, bo było Cardiff, Sztokholm, Praga, Amsterdam, Kopenhaga, Berlin, czy Norwegia i zawody w Hamar, więc widzę, że promotorzy potrafią liczyć pieniądze, a my jako Polacy robimy to najlepiej organizacyjnie stwarzając optymalne warunki dla kibiców, choćby na PGE Narodowym. Zawody w stolicy Polski to impreza na skalę światową, jeśli chodzi o sporty motorowe – przede wszystkim jeśli mówimy o żużlu. Wszystko też jest zależne od poziomu finansowego i opłacalności organizowania takich zawodów. Pozytywnym faktem jest to, że polscy kibice są niesamowicie zakręceni na punkcie żużla, a inaczej jest choćby w Szwecji czy Wielkiej Brytanii, gdzie zrezygnowano z turnieju Speedway Grand Prix w Cardiff ze względu na niskie zainteresowanie.

Łukasz Rusiecki

newsletter

Polityce prywatności.
© Ekstraliga Żużlowa sp z o.o.
  • FIM
  • PZM
Nasze media społecznościowe
Pobierz oficjalną aplikację
Język
PL