W 2014 roku finał DPŚ odbył się w Bydgoszczy. Wówczas Polska jednym punktem przegrała z Danią i był gigantyczny niedosyt. Cel na sezon 2015 był jedyny i oczywisty. Wrócić na szczyt. Szybko okazało się, że może to być „mission impossible”.
DPŚ 2014 zakończył się dużym niedosytem dla reprezentacji Polski. Biało-Czerwoni przegrali złoto z Danią jednym punktem i to w Bydgoszczy. W ostatnim wyścigu Janusz Kołodziej był trzeci, a Niels Kristian Iversen drugi i to zdecydowało.
W związku z tym na sezon 2015 postanowienie było jedno. Wrócić na tron. Tyle, że finał ponownie zaplanowano w słynnym Vojens, a droga do niego dla naszej reprezentacji wiodła przez półfinał w Gnieźnie. I właśnie w Gnieźnie… przegraliśmy złoto. Już w pierwszej serii startów groźnej kontuzji nabawił się bowiem lider reprezentacji Polski Jarosław Hampel. Był to jeden z najcięższych jego urazów w karierze. Niektórzy wróżyli, że Hampel już nawet nie wróci do żużla. Ostatecznie wrócił, ale po długiej rehabilitacji, a w opinii wielu, to już nigdy nie był ten sam Hampel.

Polska bez Hampela i bez możliwości zmian (nie było wówczas rezerwowych) nie była w stanie wygrać półfinału w Gnieźnie. Zajęliśmy drugą pozycję. Pierwsze miejsce przegraliśmy ze Szwecją (tylko 36:40) i czekał nas baraż, z którego tylko zwycięzca uzyskiwał awans do finału.
Wracając do Gniezna. Wcale nie musieliśmy przegrać ze Szwecją. Na przykład w jednym biegu defekt na prowadzeniu zanotował Zmarzlik. Świetna postawa jego, a także Przemysława Pawlickiego i Macieja Janowskiego jednak nie wystarczyła. Pięć biegów, których miał jechać Hampel Polacy oddali bez walki, bo pola startowe były puste.
Na kolejne turnieje w ramach DPŚ 2015 trener Marek Cieślak za kontuzjowanego Hampela powołał Krzysztofa Buczkowskiego. Ten okazał się absolutnym bohaterem barażu w Vojens, który wygraliśmy. Pokonaliśmy m.in. W. Brytanię (48:43). Janowski zdobył 14 punktów, Buczkowski 13, Przemysław Pawlicki 11, a Zmarzlik 10.

Finał zakończył się jednak częściowym niedosytem. Nasi narobili kibicom wielkich apetytów, bo długo byli w grze o pierwsze miejsce. Ostatecznie złoto wywalczyła Szwecja (34), srebro Dania (32), a brąz Polska (27). Czwarte miejsce dla Australii (26). U nas nie zawiódł tylko Janowski (11) i częściowo Pawlicki (9). Słabo pojechali Buczkowski (4) i zaledwie 20-letni wtedy Zmarzlik (3).
Na trzecie miejsce nie narzekał ówczesny trener Polski Marek Cieślak.
– Nie mieliśmy lidera, a mimo to przebrnęliśmy przez baraż i zdobyliśmy medal. Ilu reprezentacjom świata bez swojego asa by się to udało? Mało tego, do połowy zawodów mieliśmy realne szanse nawet na złoto. Później niestety nasz młody zespół się pogubił, ale to były naprawdę wymagające zawody i wyrównane, a najlepiej pokazuje to wynik ostatniej Australii, która do Danii straciła siedem punktów. Dlatego nie ma co narzekać. Cieszmy się z brązu, bo różnie mogło być – powiedział Cieślak.

Przypomnijmy, że trwa sprzedaż biletów na 2026 PZM FIM SPEEDWAY WORLD CUP – WARSAW 29 sierpnia na PGE Narodowym w Warszawie.
CENY BILETÓW do 31.12.2025:
KAT. VI 69 PLN
KAT. V 139 PLN
KAT. IV 149 PLN
KAT. III 169 PLN
KAT. II 189 PLN
KAT. I 239 PLN
PREMIUM 389 PLN
SILVER 1400 PLN
GOLD VIP 1800 PLN
Więcej: https://sgpnarodowy.pl/













